Pomysł na śniadanie, które mogą zrobić najmłodsi, ale sprawi też radość dorosłym. Kanapkowe regaty kojarzą mi się z książką, którą czytałam, jak byłam małą dziewczynką. „Kuchnia pełna cudów” Marii Terlikowskiej (pamiętacie? moja ma się całkiem nieźle ;-)) to taka książka, która pokazywała, jak z niczego zrobić coś fajnego. Takie właśnie są te kanapki. Niby nic, a jednak tyle radości.
Aby zrobić takie kanapeczki, nie trzeba wiele, wystarczy pieczywo, najlepiej ciemne, na przykład chleb razowy na zakwasie, do tego żółty ser w plasterkach i pomidorek lub rzodkieweczka jako pasażer łódeczki. Żagiel stawiamy na wykałaczce, a jeszcze lepiej na słonym paluszku (wtedy żagiel można zjeść). Zapewniam Was, że spodoba się i małym, i dużym. Smacznego.