Długo zbierałam się do faworków, aż w końcu poniosły mnie przygotowania do Tłustego Czwartku, zaszalałam i zrobiłam ich całą górę. Faworki są pyszne! Zresztą przepis nie byle jaki, bo mam go od mistrzyni faworkowej, znajomej mojej Babci. Pani Krysia robi najlepsze faworki na świecie i chociaż ja jeszcze tej sztuki nie opanowałam do perfekcji, to i mi wyszły pyszniutkie.
Smak super! Bezwzględnie są to najsmaczniejsze faworki. Trzeba tylko pamiętać, by bardzo cieniutko je rozwałkować i smażyć na rozgrzanym tłuszczu, najlepiej na smalcu. Tak, wiem, co niektórzy sobie teraz myślą, ale prawda jest taka, że wychodzą najlepsze właśnie smażone na smalcu. Raz do roku można zaszaleć. :)
Smak na pewno tkwi w przepisie. Wykorzystuje się tu trzy rodzaje mąki, co prawda można zastąpić je jedną, ale ja zrobiłam zgodnie ze wskazówkami i nie będę nawet kombinować inaczej, bo wychodzą pyszne. O czym jeszcze warto pamiętać, robiąc faworki? Chyba najważniejsze są grubość ciasta i gorący tłuszcz, ale też nie bardzo – średni ogień. Koniecznie też spirytus (zapobiega wchłanianiu tłuszczu)…, a potem już tylko chmurka cukru pudru i pełna rozpusta. Smacznego!