Odkąd tylko pamiętam, uwielbiałam, gdy na stole była konfitura z żurawiny. Już jako mała dziewczynka jadłam chętniej mięso z dodatkiem żurawiny niż bez niej. Kojarzy mi się z rodzinnym biesiadowaniem i świętami… to zapewne dlatego, że żurawina najlepsza jest zimą. Duże, soczyste owoce, zupełnie inne niż latem, wtedy to bardziej boróweczki.
Po jakimś czasie odkryłam też, że konfitura z żurawiny to idealny dodatek do serów. Uwielbiam jadać wszelkie pleśniowe sery, a żurawina dodaje im niesamowitego smaku. I dlatego nie wyobrażam sobie nie mieć jej pod ręką.
Konfiturę z żurawiny można kupić, ale ta domowa smakuje mi najlepiej. Tym bardziej, że jej przygotowanie zajmuje nie więcej niż kwadrans. A mogę ją dosłodzić wedle uznania. Czasem mam ochotę na słodką, a czasem na bardziej kwaskowatą. Przyznam, że nie robię jej na zapas, a na pewno nie taki wielki. Raczej przygotowuję jakąś ilość do konkretnej potrawy. Czasem mam swój słoiczek konfitury żurawinowej w lodówce i tyle mi wystarczy. Zresztą ostatnio dużo świeżej żurawiny zamroziłam i zawsze mogę sobie przygotować moją wersję w kilka minut. ;-)