Kogel-mogel to smak mojego dzieciństwa. Pamiętam ucieranie żółtek z cukrem na puszysty krem za pomocą małej łyżeczki. Bardzo tego nie lubiłam, ale ponad wszystko lubiłam kogel. Wiec z wielkim zacięciem ucierałam, tak aby każda drobinka cukru została roztarta o duraleksową szklankę a kogel przybrał piękny, jasno żółty kolor.
Zresztą przyznam się Wam, że do tej pory sięgam po kogel. To mój smak dzieciństwa. U mnie jadło się go na kilka sposobów a wiele razy był podawany jako najsłodsze lekarstwo na przeziębienie z dodatkiem jabłek i cytryny :) Teraz wiele osób na samo słowo kogel wzdryga się i krzyczy „nigdy tego nie tknę, surowe jajka? brrr”. Ale ja lubię :) Jestem ciekawa, jak jest u Was?